czwartek, 8 maja 2014

Część 1: Dni utracone - - 009

Rozdział Dziewiąty



Rozpacz

   Coraz więcej żywych trupów zmierzało w stronę Ricka, Shane'a, Ethana i Carla. Brązowowłosy policjant spojrzał za siebie i zauważył kilkanaście stworów.
   - Boże... - wycharczał i natychmiast wraz z synem wstał z ziemi - Ethan, umiesz strzelać? Tam znajdziesz broń i magazynki - dodał pokazujac ręką na bagażnik zielonego samochodu.
   Policjanci zaczęli strzelać, a po chwili dołączył się do nich Eyrel. Gdy tylko rozległy się odgłosy wystrzeliwanych pocisków, przybiegł Dale, Andrea, Amy, Allen, Jim oraz Lori.
   - Lori! Bierz Carla do samochodu! Tu jest zbyt niebezpiecznie - krzyknął Rick do żony zauwarzywszy ją.
   Matka Carla przestraszona wzięła swojego syna i zaczęła biec w stronę pojazdu. Lecz nagle zaszedł im drogę jeden potwór. Lori natychmiast wyjęła z kabury pistolet, lecz pod wpływem strachu jej ręce drżały. Broń wypadła z jej dłoni, a "snuj" był coraz bliżej...
   Nagle kobieta usłyszała ogłuszający dźwięk wystrzeliwanego pocisku, a potwór przed nią osunął się z hukiem na ziemię. Z lufy pistoletu Carla unosił się ledwo zauważalny dym.
   - Mamusiu! Nic ci nie... Nie jest? - mruknął przestraszony chłopczyk. Nigdy jeszcze nie strzelał - jego strach był uzasadniony. 
   Po chwili Lori wraz z synem pobiegła dalej w kierunku samochodu.
   Tymczasem Rick, Ethan i Shane strzelali do wyłaniających się z ciemności stworów. Zdawało się, że na miejsce każdego zabitego pojawiało się ich dwa razy tyle... A liczba naboi wciąż spadała. Allen, Dale i Jim stali po przeciwnej stronie i ochraniali Andreę i Amy uderzeniami łopat w głowy ropiejących, rozpadających się ciał. 
   Donna, Lori, Carol i dzieci siedziały zamknięte w samochodach. Na szczęście policjanci zauważyli, że żywych trupów jest coraz mniej. 
   - Amy, biegnij do samochodu! - krzyknęła Andrea do siostry. Dziewczyna posłuchała i zaczęła szybkim krokiem iść w stronę niebieskiego auta. Niespodziewanie tuż przed nią pojawił się potwór. Wyrósł jakby z ziemi.
    Amy stała sparaliżowana strachem. Gdy chciała już uciec, było za późno. Stwór wpił się w jej szyję ropiejącymi resztkami zębów.
   - Aaaaahh! - krzyknęła dziewczyna z bólu.
   Brązowowłosy usłyszawszy to, powiedział do Shane'a i Ethana:
   - Idę to sprawdzić! 
   Po chwili funkcjonariusz zauważył przerażający widok. Trup rozerwał ciało Amy i jadł jej jeszcze czerwone mięso... 
   - O Jezu... - wyszeptał i strzelił w głowę "snuja", który upadł na ziemię.
   - Amy! Amy! Nie. Nie. Nieee! - wybuchła płaczem Andrea, która pojawiła się przy nieżywej już siostrze. Uklęknęła, objęła ją za barki i potrząsała z nadzieją, że dziewczyna się obudzi. Po jej policzkach spływały łzy - Amy... Siostrzyczko... Pro-proszę, o... Obudź się... Obudź! Proszę! - krzyczała.
   Funkcjonariusz podszedł do blondwłosej. Popatrzył na Andreę i mruknął:
   - Przykro mi... Ona nie żyje...
   Dziewczyna odwróciła się w stronę Ricka. Jej blada twarz opisywała straszliwy ból i rozpacz... Spojrzała na pistolet, który mężczyzna trzymał w dłoni i go wyrwała. Przyłożyła lufę do czoła nieżywej dziewczyny i pociągnęła za spust. Rozległ się ogłuszający dźwięk wystrzelonego pocisku. Andrea po chwili wymamrotała:
   - Nie... Nie chciałam, a-aby by-była... J... J... Jednym z nich...
   W tym samym czasie Shane, Dale, Jim, Allen i Ethan zabijali już ostatnie potwory. Po około minucie wszystkie zmasakrowane ciała leżały na ziemi. Ale nagle jeden z żywych trupów nadspodziewanie żwawo rzucił się na Jima. Mężczyzna przewrócił stwora na trawę i z całej siły uderzał go metalową łopatą w głowę. Krzyczał:
   - To ty zabiłeś moją rodzinę! To ty! Zabiłeś ich! Moją żonę! Moje dzieci!
   Jim uderzał go ciągle, aż z głowy została tylko krwawa miazga. Ethan uporawszy się już ze stworami podszedł do mężczyzny i odciągnął go od trupa.
   - Już... Jim, on nie żyje - wysapał Eyrel zmęczony ciągłym strzelaniem - Już wszystkie "snuje" nie żyją. Na dobre...
   Andrea klęczała przy martwej siostrze... Patrzyła ze łzami w oczach tępo przed siebie. Po chwili do niej i do Ricka podszedł Dale, Shane i Allen. Pierwszy z nich, gdy zauważył leżącą Amy, stanął przy blondwłosej, pogładził jej głowę i mruknął:
   - Boże... Andrea... T-tak mi przykro. Naprawdę...
   Allen i Shane stali przy brązowowłosym i patrzyli się ze smutkiem w oczach na całą tą sytuację. Nagle podszedł do nich Ethan z Jimem, oraz kobiety z dziećmi. Było już bezpiecznie...
   - Och, Rick... Ko... Kocham cię... Naprawdę, kocham cię... - mruknęła Lori do policjanta zastygając w jego objęciu. Cicho łkała.
   - Nie płacz... Kochanie... Proszę... - powiedział Grimes do ucha żony.
   Donna stała w objęciach Allena, Dale kucnął obok Andrei, Carol stała z przerażoną Sophią i Carlem, Ethan i Jim tuż obok. Wszyscy pogrążeni w ciszy przyglądali się rozpaczy blondwłosej...
   - Jim... Jim! Ugryzł cię! - krzyknęła Lori patrząc na ramię mężczyzny. Rzeczywiście, był na nim ślad ugryzienia...
   - To... To nic... Nic... - odrzekł Jim, a wszyscy z przestraszeniem popatrzyli na niego. 
   Rick rozejrzał się i odszedł, delikatnie puszczając ręce żony, w kierunku Shane'a i Ethana. Mruknął do czarnowłosego policjanta:
   - Boże... To... Musimy ich nauczyć strzelać. Zapobiegać temu... 
   W odpowiedzi otrzymał twierdzące kiwnięcie głową przyjaciela. 
   Zaczął padać pierwszy w tym roku śnieg. Rick poczuł, jak pojedynczy płatek musnął jego czoło. Spojrzał w górę, wziął głęboki oddech. Podszedł do Lori i Carla, przytulił ich i razem z nimi poszedł w kierunku namiotu bez słowa. 
   Andrea, której twarz przypominała biel papieru, wciąż łkała klęcząc przed martwym ciałem siostry, a obok niej kucał Dale. Lekko dotknął ręką blond włosów dziewczyny i szepnął:
   - Chodź... Już nic nie zrobisz... T-tak mi przykro... - przerwał, wziął głęboki oddech i dodał jeszcze ciszej: - Boże...
   Ethan wraz z Shanem odwrócili się i wolno zaczęli zmierzać w kierunku samochodów. Eyrel spojrzał jeszcze raz za siebie; widział jak starszy mężczyzna pociesza wciąż dziewczynę. Czarnowłosy policjant pochylił głowę do góry, spojrzał na mozolnie opadające płatki śniegu, wziął głęboki oddech zimnego powietrza i zwrócił się do towarzysza drżącym głosem:
   - To moja wina... Mogłem posłuchać Ricka. On... On mówił, abyśmy przenieśli obóz. Mówił, że jest tu niebezpiecznie... Tak, tak blisko miasta... Jezu...
   Ethan popatrzył na Shane'a. Poklepał go po lewym ramieniu i odparł:
   - Nie zadręczaj się... To wina tego... Porąbanego świata. I tych piekielnych stworów...
   Policjant tylko przełknął ślinę i mruknął:
   - Trzeba iść spać... - przerwał, a po chwili dodał jeszcze ciszej: - Tylko nie wiem, czy ktoś zaśnie po tym wszystkim...
   Shane miał rację. Rick leżał w objęciach Lori, a tuż obok spał Carl. Brązowowłosy patrzył tępo w płachtę ciemnozielonego namiotu i myślał...
    "Amy! Amy! Nie. Nie. Nieee!"
   Długo myślał...
   "Amy... Siostrzyczko..."
   Bardzo długo myślał...
   "Pro-proszę, o... Obudź się... Obudź! Proszę!"...
   Po krótkim śnie Rick wstał, zarzucił na siebie bluzę i wyszedł powoli - tak, aby nie obudzić rodziny -  na dwór. Zobaczył leżącą na ziemi cienką warstwę śniegu, a po chwili poczuł zimny powiew wiatru na placach. Zadrżał, szybko wszedł do namiotu i ubrał policyjną kurtkę.
   Około czterdzieści minut później wszyscy mieszkańcy obozowiska stali przed świeżo wykopaną mogiłą. Patrzyli tępo na wbity w ziemi krzyż zrobiony z sękatych gałęzi. Trochę na przodzie stała Andrea. Miała zaciśnięte powieki - chciała więcej nie płakać, lecz łzy wciąż się pojawiały i spływały po jej policzkach...
   Jim trzymał się ciągle za ramię, w które został zadrapany przez stwora. Wszyscy byli opatuleni w kraciaste koce; od czasu do czasu popadywał mały śnieżek. Krępującą ciszę wreszcie przerwał Dale:
   - Amy... Ona była dobrą dziewczyną... - powiedział i westchnął.
   - Nie... Nie zasługiwała na taki los... - mruknął smutno Shane. Ethan, który stał obok spojrzał się na niego. Widział, że policjant wciąż się obwinia o śmierć dziewczyny. 
   - Nikt. Nikt nie zasługuje... - odparł Rick wpatrzony w ziemię.
   Obozowicze chwilę jeszcze stali. Kilka minut później brązowowłosy odparł:
   - Chodźmy już... Robi się coraz zimniej.
   Wszyscy odeszli w stronę kempingowca, samochodów i namiotów. Jedynie Andrea wraz z Dale'em została. 
   Godzinę później Grimes podszedł do Glenna, który rozmawiał wraz z Ethanem przy niebieskim samochodzie, stojącym obok kampera. Zapytał:
   - Słuchaj, Glenn, czy jest tu w pobliżu jakiś supermarket czy jakikolwiek sklep?
   Skośnooki chłopak zastanowił się, wziął głęboki oddech powietrza i odpowiedział:
   - Tak, tak. Przy ulicy, przez którą zawsze wracam... No, wiesz - tam, gdzie są te domki jednorodzinne - dodał szybko młodzieniec zauważywszy pytające spojrzenie funkcjonariusza.
   - No tak, jak mógłbym zapomnieć... - mruknął Rick.
   - Jakby co, to mogę zaprowadzić. Droga jest względnie bezpieczna, tylko... Aż tak źle z zapasami? - rzekł zaciekawiony Glenn.
   - Tak... Nie dość, że mało, to jeszcze jest coraz zimniej. Wiesz, potrzeba więcej jedzenia, aby nie zamarznąć...
   - Taa... - mruknął skośnooki.
   - To co? Idziecie dzisiaj ze mną? Może za jakąś godzinę - zapytał brązowowłosy patrząc na Eyrela.
   - Pewnie, przecież nie tylko ty tu jesz - odparł Ethan, a młodzieniec pokiwał głową potwierdzająco.
   - Dobra... Dzięki. Chodźmy po innych - powiedział policjant.
   Po kilkunastu minutach Rick, Shane, Glenn i Ethan przedzierali się przez las. Ośnieżone, gołe gałęzie drzew lekko poruszały się na porywistym wietrze. Wszyscy mężczyźni trzymali pistolety w dłoniach, a przy pasach mieli podwieszane magazynki.
   Grimes szedł na przodzie, tuż za nim skośnooki młodzieniec. Nagle zza drzew i krzaków zaczął się wyłaniać potężny budynek marketu. Był cały niebieski; wisiał na nim napis: "AtlantaShop".
   - Jesteśmy... - wycharczał Glenn lekko zmęczony. 
   Ale nie tylko oni byli przy sklepie. Na parkingu stały trzy samochody, a obok nich ludzie.
   - Kurwa, mamy towarzystwo - parsknął brązowowłosy funkcjonariusz, zatrzymujący wszystkich gestem dłoni.


* * * * *
Cześć!
Chcę Was przeprosić za to, że rozdział ten nie pojawił się na czas - jest to spowodowane końcem roku szkolnego. Postaram się teraz, aby notki pojawiały się regularnie!

Pozdrawiam, PiSaRz.
    

3 komentarze:

  1. Kolejne świetnie opowiadanie czekam na więcej

    OdpowiedzUsuń
  2. Niezły rozdział. Czekam na więcej. Mam tylko jedną uwagę. Zamiast pisać jeden rozdział o grupie Ricka i jeden rozdział o Darylu, mieszaj oba te wątki w każdym rozdziale. Ale to moje zdanie, zrobisz jak zechcesz.

    Pozdrawiam, Olek. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie tak od następnej części - czyli po 13 rozdziale :)

      Usuń