Rozdział Ósmy
Wróg
"Kto zna wroga i zna siebie, temu nic nie grozi, choćby w stu bitwach. Kto nie zna wroga, a zna siebie, czasami odnosi zwycięstwo, a czasami ponosi klęskę. Kto nie zna wroga, ani siebie, nieuchronnie ponosi klęskę w każdej walce."
Sun Tzu
starożytny chiński myśliciel
i teoretyk wojny
* * *
- Rzućcie na podłogę tego gnata i kuszę, szybko!
Daryl przełknął nerwowo ślinę. Nie chciał się posłuchać polecenia nieznajomego, ale nie miał wyjścia. Lekko się schylił i położył na ziemi kuszę. To samo zrobił Merle, tylko z pistoletem.
- Pięknie... A teraz powolutku odwrócić się w moją stronę, panowie... - rzekł męski głos.
Bracia odwrócili się. Zauważyli w miarę wysokiego mężczyznę. Miał kasztanowe, krótko przycięte włosy, ciemnozielone oczy i lekko opaloną karnację skóry. Od lewego kącika jego ust, aż do lewego oka rozciągała się blizna. Jego wargi były wykrzywione w nieokreślonym grymasie. W prawej ręce trzymał on srebrny rewolwer. Na sobie miał czarną, pogniecioną koszulę oraz szare, luźne spodnie z wyblakłymi butami.
- A teraz... Teraz gadać, co tu robicie, czego chcecie. Tylko szybko... - burknął nieznajomy pogardliwym głosem.
- Spokojnie, spokojnie. Niczego nie chcemy... Po prostu uciekaliśmy przed chmarą tych truposzów. Nie mamy złych zamiarów - odparł Merle lekko poddenerwowanym tonem i dodał: - A teraz nie celuj w nas tą bronią, bo krzywdę komuś zrobisz, a chyba nikt nie chce, aby zleciały się tu stwory, prawda?
- Nie wymądrzaj się... - syknął kasztanowłosy lekko opuszczając rewolwer - Bo pogadamy inaczej.
- Dobra, może skończycie tą farsę... Jesteśmy braćmi. Ja jestem Daryl, a ten wyłysiały starzec to Merle - powiedział ironicznie czarnowłosy - A ty... Kim jesteś?
- To jest Brian, a ja jestem Philip... Też jesteśmy braćmi - rzekł mężczyzna, który nagle wyłonił się zza kasztanowłosego. Był troszkę niższy od brata, miał czarne, krótkie włosy, piwne oczy i czarny, lekki zarost. Był ubrany w białą koszulkę gdzieniegdzie poplamioną oraz szare spodnie i brązowe buty. Podszedł do siwowłosego i wyciągnął swoją rękę na powitanie. Merle niepewnie uścisnął mu dłoń, po czym nieco żywiej zrobił to Daryl - Jest jeszcze z nami moja córeczka... Ale śpi na górze, więc nie możemy być głośno. Od rozpoczęcia całego tego bajzlu ma niespokojny sen... - dopowiedział Philip, wziął głęboki oddech, spojrzał na Briana i dodał znowu: - Och... Przepraszam za brata, ale jest strasznie nieufny. Ma tak od urodzenia.
- Nie przeginaj... - odparł kasztanowłosy chowając rewolwer do kabury - No, ale i tak was przepraszam za moje zachowanie, ale teraz ostrożności nigdy za wiele...
Daryl rozejrzał się wokół siebie i odpowiedział:
- Rozumiem... Jest tu miejsce dla nas? Zmęczeni jesteśmy nieustanną drogą... Te sukinsyny o mało nas nie dopadły...
Brian usiadł na czarnej sofie stojącej przy kremowej ścianie, spojrzał na Philipa stojącego wciąż naprzeciwko Daryla i Merle'a i odparł:
- Nic o was nie wiemy...
Kasztanowłosy nie dokończył, ponieważ jego brat wparował mu w połowie zdania:
- Oczywiście. Miejsca jest dużo, ale są małe problemy z zapasami... Nie możemy długo tu zostać.
Siwowłosy zerknął na rozmówcę i rozglądnął się dookoła. Zauważył drewniane krzesła stojące koło stołu. Podszedł do jednego i gwałtownie usiadł kładąc wzięty z podłogi pistolet na kolanie. Pogwizdywał cicho nieokreśloną melodię.
- Zapasy... My mamy tylko butelkę wody, i to nie całą. Uciekaliśmy z domu obok, za tym polem i tam też praktycznie nic nie było. No, oprócz stada żywych trupów, więc nie warto tam iść... - rzekł Daryl i usiadł przy krześle obok brata.
- Yhym... Niewątpliwie będziemy musieli rankiem stąd spadać. Najbliżej do miasta jest około 4 mil - odpowiedział Brian, zamyślił się i po chwili dodał: - Oczywiście po drodze też są jakieś domy, stacje benzynowe. Tam też poszukamy zapasów... Skąd jesteście?
- Z Atlanty... Urodziliśmy się w innej wiosce, ale szybko przeprowadziliśmy do Atlanty właśnie. Ja byłem mechanikiem, a ten młodzieniec, he, he... Się obijał jak zawsze - wysapał Merle.
- No, my jesteśmy z Chicago, ale razem z bratem i jego... - kasztanowłosy przerwał i dokończył ściszonym tonem: - Jego żoną i córką byliśmy na wycieczce w Atlancie... No i tam nas złapał ten cały bajzel...
Gdy tylko Brian powiedział ostatnie słowo, Philip natychmiast pobiegł na piętro zostawiając za sobą dźwięk skrzypienia drewnianych stopni. Ździwiony jego zachowaniem Daryl zapytał:
- Co mu jest?
- Ech... Te stwory zabiły mu żonę i... I jest trochę niedojrzały według mnie. Potrafi się popłakać, jest łatwowierny... - odparł kasztanowłosy i wykonał olewczy ruch ręki dodając: - Ach... Szkoda gadać...
Brian wstał z kanapy, podrapał się na szyi i poprawił skórzaną kaburę z rewolwerem. Spojrzał się w stronę Daryla i Merle'a i mruknął:
- No, to chyba już pójdę spać... O ile będę mógł zasnąć. Macie parter do dyspozycji... Dobranoc.
- Branoc... - odburknął siwowłosy.
Czarnowłosy i Merle rozłożyli sofę i położyli się. Kasztanowłosy miał rację, w tych czasach trudno jest zasnąć...
Noc minęła względnie spokojnie. Żadnych żywych trupów, żadnych nieznajomych. Daryl obudził się najwcześniej. Przetarł oczy i spojrzał za okno. Słońce już mocno świeciło żółtymi promieniami, a na niebie powoli zbierały się szare chmury.
Mężczyzna wziął kuszę leżącą przy kanapie i powoli otworzył drzwi wejściowe. Te lekko skrzypnęły. Celując przed siebie czarnowłosy rozejrzał się po werandzie. Na szczęście w promieniu pół mili nie zauważył żadnego stwora - jedynie na horyzoncie widniały sylwetki kilku potworów.
Daryl usiadł na drewnianym krześle stojącym po prawej stronie werandy. Trzymając na kolanach narzędzie rozglądał się wkoło. Poczuł silny podmuch wiatru na plecach. Był ubrany cienko - to trzeba przyznać. Kurtka, a raczej jej pozostałość nie ochraniała jego ciała wystarczająco.
- Pierdolona jesień... - burknął do siebie mężczyzna.
- Takie jest życie, braciszku - odparł pojawiając się w drzwiach Merle - Lepiej się ubierz, bo jeszcze ci tyłek zmarznie, he, he.
Czarnowłosy odwrócił się w stronę brata i syknął:
- Daj spokój, idioto... - przerwał, wziął głęboki oddech i dodał: - Kiedy wyruszamy?
- Nie wiem, to zależy od tamtych...
- Myślisz, że można im zaufać?
- Wydaje się, że są dobrzy. Tylko ten Brian jest zbyt podejrzliwy, no ale da się to jakoś zdzierżyć... On po prostu musi nabrać zaufania do nas - powiedział siwowłosy.
- No to będzie trudno z tym zaufaniem do ciebie. Chyba wiesz, o co mi chodzi, psychopato, he, he... - zaśmiał się Daryl.
Merle spojrzał na brata, podszedł do niego i wycharczał:
- Nie przeginaj, braciszku.
Nagle w drzwiach pojawił się Philip z małą dziewczynką. Na oko miała 9 lat. Delikatne rysy twarzy, czarne i długie włosy, piwne oczy - wyglądała rzeczywiście jak córka brata Briana. Na sobie miała ubraną różową koszulkę i szare spodnie z białymi butami.
- Wykapany tata - rzekł żartobliwie Merle, po czym przybliżył się do dziecka, ukucnął i uśmiechnął się.
- Ech... Musimy iść - powiedział stanowczo Brian patrząc się przed siebie. Jego wzrok skierowany był w stronę grupy kilku stworów ledwo snujących się kilka metrów przed domem. Pokazał na nich ręką i dodał: - Oni zaraz tu mogą przyjść. A mamy mało jedzenia. Ile tego jest, Phil?
Brat kasztanowłosego zdjął szary plecak i otworzył go. Chwilę grzebał w środku, a następnie burknął:
- Cztery butelki wody, kilka cukierków, kawałki szynki i sera... Słabo. Chodźmy...
Wszyscy wyszli z werandy i skierowali się w stronę starej szosy. Po drodze spotkali kilka potworów. Zazwyczaj Daryl zabijał ich strzałem kuszy, bądź siwowłosy kolbą pistoletu. Kilka minut później mężczyźni i dziewczynka znajdowali się na drodze.
Philip razem z Penny - bo tak nazywała się jego córka - szli na samych tyłach, Merle pośrodku, a Daryl z Brianem na przodzie.
Czarnowłosy co chwilę się rozglądał nerwowo, aby zyskać pewność, że żaden z żywych trupów nie idzie w ich stronę. Uniósł lekko głowę w górę i zauważył, że słońce powoli zachodzi za szarymi chmurami zwiastującymi deszcz.
- Będzie padać... - powiedział cicho Daryl zerkając na kasztanowłosego.
- Taa... - odparł Brian, spojrzał się za siebie i zauważył siwowłosego śmiejącego się razem z Philipem - Chcę cię o coś zapytać... Ten twój brat... Wydaje się być miły. Jaki jest?
- Ech... Z nim nigdy nic nie wiadomo. Teraz chce widocznie zdobyć wasze zaufanie... Zresztą nic dziwnego, bo jeśli mamy razem przetrwać to musimy współpracować... W tym świecie ciężko żyć w pojedynkę... - odpowiedział czarnowłosy, po czym wziął głęboki oddech i dodał: - Ale co do Merle'a to jest nieokiełznany. Taką ma naturę, ale da się z nim przetrwać...
- Rozumiem... Szczerze mówiąc to najbardziej się boję o mojego brata. Jeszcze żadnego z tych stworów nie ukatrupił... Nie umie po prostu, a kiedy chcę go nauczyć strzelać, to on nie chce... Czuję się jak niańka, he, he...
- Yhym... Zauważyłem, że Phil jest całkowicie inny od ciebie... O, cholera! - krzyknął Daryl widząc trzech stworów zmierzajcych w jego i Briana stronę - Załatwie ich. Merle, Philip uważajcie, może być ich więcej!
Po tych słowach czarnowłosy zaczął celować kuszą w stronę ropiejącego, niekompletnego, snującego się ciała pierwszego potwora. Wystrzelił i trafił w gnijące czoło. Następny żywy trup także osunął się na ziemię, pod wpływem ciężaru tego pierwszego. Lecz wciąż się poruszał i wydawał z ropiejących ust odgłos pomrukiwania. Daryl nacisnął spust i metalowy bełt przeciął na wylot głowę trzeciego stwora. Mężczyzna podszedł do leżącego trupa, wyciągnął strzałę i przebił nią wciąż żyjącego stwora.
- Nieźle sobie radzisz... Ja tam umiem strzelać z broni, ale nie perfekcyjnie. Jestem typem samouka, o ile tak można to nazwać... A ty się sam uczyłeś tak strzelać z tej kuszy? - zapytał zaciekawiony Brian, patrząc na czarnowłosego.
- Raczej sam... - odparł Daryl stojąc już przy kasztanowłosym.
- Braciszku, nieźle sobie poradziłeś! - krzyknął prześmiewczym tonem Merle.
Czarnowłosy spojrzał za siebie i zlustrował wzrokiem siwowłosego. Po chwili zauważył dwie, żywe, ropiejące, rozpadające się pozostałości ludzi... Zmierzały w kierunku Philipa i Penny.
- Uważajcie, za wami! - wycharczał czarnowłosy, przez co Brian zatrzymał się i obejrzał w kierunku swojego brata.
- O kurwa... - mruknął do siebie kasztanowłosy.
Stwory były coraz bliżej. Z wyciągniętymi resztkami rąk snuły się w kierunku dziewczynki stojącej w uścisku Phila. Merle tymczasem wyciągnął pistolet i natychmiastowo strzelił.
Tak, strzelił.
W tym momencie dziesiątki trupów obejrzało się w stronę grupy ludzi. Z pól, lasów, domów i dolin zaczęły zmierzać w kierunku nich.
Na ucztę.
Siwowłosy nie mógł nic innego zrobić. W innym wypadku potwory jadłyby już ludzkie mięso... Mężczyzna patrzył się osłupiało na Philipa. Nie mógł uwierzyć, że zachował się on gorzej niż... Dziecko? Tak, dosłownie jak dziecko. Nie zareagował, nie uratowałby siebie i córki, nie przeżyłby sam w tym dzikim świecie...
- Jezus Maria! Phil! Penny! Nic wam nie jest?! - krzyknął Brian biegnąc w stronę brata. Gdy już był przy nim, zauważył, jak Philip się trzęsie - Kiedy ty wydoroślejesz?! Chciałeś zginąć?! Tego właśnie chciałeś?! - dodał zdenerwowany nerwowo gestykulując - Chciałeś zabić własną córkę?! Nie dość, że straciłeś żonę, to jeszcze chciałeś stracić...
- Daj. Mi. Spokój... - przerwał cicho Phil gładząc ręką włosy córki, która cicho łkała.
- Cholera, pospieszcie się! Oni tu idą! - burknął Merle patrząc na żywe trupy, które coraz były coraz bliżej.
Wszyscy zaczęli biec. Za nimi podążały obrzydliwe potwory żądne ludzkiej krwi. Na niebie słońce zostało już całkowicie zakryte szarymi, a wręcz czarnymi chmurami. Powoli zaczynał padać deszcz. Strumienie cieczy spadały na głowy ludzi, którzy zbliżali się do stacji benzynowej.
- Jest ich mniej... - rzekł Daryl, po czym spojrzał na wyłaniający się zza horyzontu budynek stacji i pokazał na niego palcem - Tam! Szybko! Musimy wszystkich zgubić...
- Tatusiu, już nie mogę biec - mruknęła cichutko Penny do ojca, którego trzymała za rękę.
- Jeszcze chwila... Chwila... - odpowiedział Philip patrząc na dziewczynkę.
Dwie minuty później wszyscy już byli przed budynkiem, przy dyspozytorach. Patrzyli na zieloną budowlę z napisem "Sklep". Brian popatrzył za siebie. Nie było widać żadnych trupów...
- Ja z Darylem idziemy się rozejrzeć w sklepie, a wy tu zostańcie... Brianie, masz pistolet. Dopiero w ostateczności strzelaj, dobra? - powiedział siwowłosy, a w odpowiedzi otrzymał potwierdzające kiwnięcie głową.
Celując we wszystkie strony czarnowłosy i Merle weszli do ciemnego pomieszczenia. W środku stały liczne, poukładane rzędami białe półki z gdzieniegdzie leżącymi artykułami żywnościowymi. Lecz widać także było opustoszałe miejsca - ktoś przed nimi już był na tej stacji... Daryl pokazał bratu ręką, że idzie w prawą stronę. Siwowłosy poszedł w lewą, tam, gdzie znajdowały się drzwi do toalet i stoisko z gazetami. Podszedł trzymając w dłoni pistolet do wejścia z napisem "WC". Lekko uchylił drewniane, pomalowane na kremowo drzwi i... Zauważył leżące na podłodze zmasakrowane zwłoki kobiety leżące na posadzce.
W tej samej chwili kasztanowłosy wraz z bratem i jego córką stał przed budynkiem opierając się o ścianę. W dłoni ściskał nerwowo broń. Wciąż myślał o tym, że Philip i Penny mogli zginąć...
- Jak możesz być taki nierozsądny? - zapytał cicho Brian zerkając na stojącego po jego lewej stronie Phila.
- Ja... Ja nie wiem... Nie wiem, czemu taki jestem... Kiedyś było inaczej... - wymamrotał Philip.
- Kiedyś... Kiedyś były sklepy, rząd, szkoły, telewizja, gazety! Ale jak widzisz, teraz już tego nie ma! Musisz się dostosować do nowej sytuacji! Jezu...
- Proszę, nie krzycz... - burknął ojciec Penny i dodał: - Ja... Przepraszam...
- Na nic mi twoje przepraszam. Po prostu... Wydoroślej.
Nagle mężczyźni i dziewczynka usłyszeli warkot silnika samochodowego. A zza rogu stacji benzynowej wyłonił się duży, szary pojazd z przyczepą, na której siedzieli ludzie... Gdy tylko zauważyli Briana i Philipa zatrzymali się. Wychodząc z auta wzięli ze sobą karabiny...
Wszystkiego się spodziewałem tylko nie wątku Gubernatora w tym rozdziale... :o Następny rozdział się dobrze zapowiada, czekam z niecierpliwością ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Olek. :)
Spore zaskoczenie z Gubernatorem. :)
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział, nie mogę doczekać się kolejnego!
Ale kórwa słabe opowiadanie wszedłem se tutaj przypadkiem bo se coś o żywych trupach jakiego bloga szukałem no to powidziałem grubemu żeby mi to znalazł jakiego bloga wykurwistego bo czytać co ni mom. I gruby mnie w chuja zrobił bo ja chciołem jakie recenzję kurwa poczytować, a tu kurwa opowiadonie jakie, wykurwię mu w ryj za to.
OdpowiedzUsuńHahahaha Gimbusy zawsze! :D
Usuń